Materiał na sensację.

Kiedy przez ostatnie 2 miesiące pojawiały się przede mną nowe możliwości, na przykład w ostatnich dniach wzięcia udziału w wywiadzie dla lokalnego portalu internetowego, czy nawet wyjazdu do stolicy i udzielenia wywiadu przed kamerami, myślałam sobie: „Ale ze mnie szczęściara! Będę mogła opowiedzieć polskim czy też trójmiejskim internautom, że temat naturalnego owłosienia kobiet jest spychany na margines, a my same jesteśmy zupełnie bez sensu traktowane jak dziwolągi – nakręcałam się coraz bardziej – I że warto o tym mówić! Że idzie zmiana! Że są kobiety, które mają dość bycia obiektem szytym na jedną miarę! Że chcemy być normalnie mijane na ulicy, a nie wyszydzane…” Mój zapał był ogromny. BYŁ. Chcesz wiedzieć dlaczego? Bo nikt do tej pory nie potraktował mnie w 100% poważnie. Jeśli wywiad był interesujący, to tytuł był żenujący, albo moje słowa z bloga czy instagrama pojawiały się wyrwane z kontekstu z kompletnie zmienionym sensem. Liczyłam na to, że pojawiające się pytania pozwolą mi pokazać jakie jest moje przesłanie i doświadczenie, że będę mogła kogoś tym zainspirować. Zamiast tego w kółko odpowiadam na: „Co na to Twój mąż? A rodzina? A sąsiedzi? A internauci? Czy spodziewałaś się takiej popularności?” Szczegóły z mojego życia i non stop podkreślanie aspektu „co mówią o mnie inni” najwyraźniej sprzedają się najlepiej. Dotarło do mnie, że jestem materiałem (na chwilową sensację?). Wydawcy opłaca się zrobić szum. Nie ważne co piszą, ważne że piszą, a mamona leci… Brutalna rzeczywistość. Kto by tam pamiętał, że trąbie co chwila o tym, że NIEWAŻNE CO O TOBIE MÓWIĄ/MYŚLĄ INNI, WAŻNE JAK TY SIĘ ZE SOBĄ CZUJESZ!

Wierzyłam, że pojawienie się w mainstreamowych mediach da mi większe możliwości wyrazu. Czy byłam naiwna myśląc, że wydawcy pokażą PROJEKT i IDEE? Może po prostu nie umiem się poruszać w przestrzeni medialnej, nie umiem zaprezentować tego na czym mi zależy? A może to i to?

 


Rozgłos i zdobywanie zasięgu to jedno, a NORMALIZACJA wizerunku kobiety nieogolonej to drugie.
Kiedy zaczynałam pisać tego posta targały mną silne emocje. Chciałam rozdzielić jedno od drugiego… Zrobiłam sobie chwilę przerwy i kiedy raz jeszcze usiadłam do tematu to nie jestem już pewna czy to jest w ogóle możliwe. Tak czy siak, chcę żebyście wiedziały/wiedzieli, że osobiście, intencjonalnie nie chcę i nie zamierzam „zdobywać” Waszej uwagi kosztem artykułów, w których piszą bzdury o kobietach z owłosieniem i spłycają temat pokazując wyłącznie „szokujące” zdjęcia. Myślę, że jeśli obserwujecie i czytacie mnie już jakiś czas, to tyle o mnie wiecie i nie potrzeba abym się z tego więcej tłumaczyła. Jednak ostatnio dotarło do mnie, że cokolwiek bym nie zrobiła, choćbym nie wiem jak bardzo starała się być dyplomatyczna i opanowana to być może materiały o kobiecym owłosieniu ciała będą publikowane przez jeszcze jakiś czas w taki sposób, aby były bardziej „kontrowersyjne”.
Tu się nasuwa kolejne pytanie: czy taki stan rzeczy pokazuje jak bardzo naszemu społeczeństwu daleko jest do akceptacji różnorodności ciał? Czy może media chcą nam wmówić, że większość nie akceptuje takich kobiet jak ja? Poddaję to w wątpliwość, bo z jednej strony w mediach wylewają się na mnie hektolitry hejtu, a z drugiej strony poznaję coraz więcej osób, które są zupełnie „OK” z tym, że niektóre kobiety się nie golą i nie jest to dla nich nic szokującego. Albo spotykam też osoby, które w pierwszym momencie są zaskoczone moim wyglądem i działaniami, a po chwili rozmowa schodzi na takie tematy jak: gotowość do otwierania się na nowe, niezależne myślenie, słuszność w odrzucaniu tego co dyktują pewne normy, wychodzenie poza ramy i odnajdywanie tego, co jest bliskie sercu… Nic nie jest czarno-białe, a ludzie są zaskakujący!

„Popularności” powoli mija (uf!) 🙂 a ja dalej żyję moim owłosionym życiem.
Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Dzięki temu wszystkiemu:
-po pierwsze: miałam okazję dotrzeć do wielu osób w bardzo krótkim czasie. I to mnie cieszy ogromnie. W moich instagramowych statystykach króluje Warszawa! Gdańsk! Łódź! Kraków! Dziękuję, że jesteście ❤
-Po drugie: poznałam lepiej siebie, sprawdziłam się w nowych sytuacjach, dowiedziałam się, że wywiady to nie jest moja ulubiona forma przekazu i kontaktu z ludźmi, że jeszcze wiele, wiele muszę (chcę!) się nauczyć.
-I wreszcie po czwarte, dla mnie osobiście najważniejsze, co wynikło z sumy tych wszystkich doświadczeń: wpadłam na pomysł nowego projektu (prace trwają, póki co tajemnica 😉 ).

P.S. Poniżej zamieszczam najdłuższy wywiad z którego treści jestem najbardziej zadowolona oraz dwa filmiki, w których macie okazje zobaczyć mnie na nagraniu wideo dla wp.pl. Myślę, że ten materiał filmowy to najlepszy dowód na to, że zwyczajna ze mnie babka. 🙂 Żadna tam celebrytka, mówię co mi ślina na język przyniesie, a jak nie przyniesie to się zacinam i nic nie mówię 😉 Udostępniam z nadzieją, że będzie Wam się przyjemniej czytało moje posty kiedy będziecie znali/znały mój głos. Ściskam i do zobaczenia na Insta!

Bez tytułu.png

 

2 uwagi do wpisu “Materiał na sensację.

  1. Doskonale wiemy przez co przechodzisz. Nieobce jest nam poczucie zażenowania na widok zmienionych zdań, czy sensacyjnego nagłówka, którym opatrzono wywód z nami (czy na pewno z nami? Czy to nasze słowa?…). Chciałyśmy zwiększać widzialność lesbijek i mówić o równości małżeńskiej, ale dla redaktorów liczy się pranie brudów i sensacja. Dlatego zrezygnowałyśmy z kolejnych propozycji i robimy swoje, bo na naszym blogu i social mediach nadal znajdują nas Ci, do których faktycznie chcemy trafić. Jesteś bardzo mądra Soniu, super, ze tak szybko wyciągasz wnioski o we wszystkim znajdujesz dobre strony. Pozdrawiamy!

    Polubienie

  2. Ninusy moje Kochane :* dzięki za słowa wsparcia. I za zrozumienie! Momentami żałuję, że nie nauczyłam się tego szybciej, albo, że musiałam na własnym przykładzie… Ale są plusy i to mnie pociesza 😉
    Grunt to nie poddawać się i robić swoją „robotę”! :* Buziaki dla Was!

    Polubienie

Dodaj komentarz